Wakacje już w pełni, a Wy na pewno szukacie inspiracji, gdzie się wybrać tak na dwóch tłustych kołach, żeby zobaczyć coś naprawdę osobliwego. I jest takie miejsce (nawet nie jedno), w lubuskiem, zwane Łukiem Mużakowa, gdzie PeHa ma każdy, a zwłaszca ci, co kochają gorące kąpiele.
W odwiedziny Łużyckiego Wału Granicznego wybrał się poźną wiosną obieżyświat, Adrian wraz z partnerką. Roztoczańskie tripy muszą kapkę poczekać, ale pod każdym względem było warto! Adrianie czyń Waść swoją powinność - opowiadaj!
Dzień Pierwszy
Bazę noclegową tj ogólnie biwakową postawiliśmy na skraju wsi Siedlec nad samusieńką Nysą Łużycką która jest też granicą PL-DE. Przyznam bez bicia jest to mega miejscówka. Cisza spokój, kompletny brak ludzi, jest wiata z ławami i stołem oraz drugie bez zadaszenia ale już z miejscem na ognicho.
Całość eksploracji podzieliłem na trzy dni. Pierwszy dzień lecimy odnogę północną po stronie Niemiec. Dzień drugi lecimy odnogę północną w Polsce. Trzeci dzień lecimy całą część południową po stronie PL i DE włącznie ze skrajem moreny.
Dzień pierwszy: Pogoda wręcz jak na zamówienie, nie za gorąco, nie za chłodno po prostu idealnie. Do wykręcenia mamy około 65 km. Jak się potem okazało wyszło niemal 69 km. A to się tu nadrobiło, a tam za daleko poleciało, a to prywata teren, a to do doliny wlała się woda i było jezioro itp itd ... bla bla
Powiem krótko. Na żadnej mapie niemcowni NIE ma, powtarzam NIE MA nic kompletnie na temat tej części Łuku Mużakowa.
Można się dopiero przekonać o tym wjeżdżając TAM! To co zastaliśmy wyrwało nas z siodełek. Samych jeziorek pokopalnianych łącznie jest 76. Wszystkie dosłownie są zalane po brzeg i nie uświadczysz nigidzie suchego skrawka.
Trasę poprowadziłem wybitnie w zmiennych warunkach podłoża. Od asfaltów po szutry, żwir, piaski. Jak dodać jeszcze różnicę przewyższeń wyszło 1500 metrów w pionie.
Niemiecka strona geoparku oferuje pozostałości w postaci ładnie ustawionych wagoników, zabezpieczonych fundamentów, zasypanych szybów. Całą masę tablic informacyjnych. Wisienką na torcie okazała się wieża widokowa o wysokości niemal 10-cio piętrowego bloku.
Po za tym widok spalonego lasu (woda PH 3.0) robiła niesamowite wrażenie. A dlaczego to tak wygląda jak wygląda? Otóż, kiedy opuszczono już wyrobiska głębinowe, chodniki pod ziemią z czasem zapadały się i zawalały. Las który rósł sobie powyżej nagle zapadał się w dolinę do głębokości nawet 40 metrów. Wody gruntowe się podnosiły okresowo uzupełniane przez deszcze oraz naturalne cieki, co ostatecznie spowodowało zalanie tych dolin, zaś związki, które były w glebie rozpuściły się tworząc swojego rodzaju zbiorniki z kwasem
. Powstała też masa ścieżek turystycznych, którymi dziś można zwiedzić tę cześć geoparku.
Dzień Drugi
Tym razem jedziemy północną odnogę po Polskiej stronie. Oczywiście po staremu szlak wymalowany własnoręcznie. Do wykręcenia ledwo 58 km, ale to mało istotne i tak niemal zawsze wychodzi więcej. Jak poparzeć na mapę, to teren wyprawy rozciąga się trochę na pólnoc od Tuplic do wsi Nowe Czaple.
A tam zawijka na zachód w stronę Nysy Łużyckiej i powrót do naszej bazy we wsi Siedlec. W sumie jest kawał terenu do zwiedzania. Uwagę naszą zwraca fakt, że jest bardziej dziko i niestety jak to w Polsce - doskwiera wszechobecny śmietnik w lasach. Na plus - nie wpadasz w lesie na płot z napisem "prywatne" co u Niemców jest nagminne i skutkujemy częsteymi objazdami w lesie. Jeziorek jest znacznie mniej tak samo artefaktów infrastruktury kopalnianej. Nawet poszukiwanie częściowo zburzonej upadowej spełzły na niczym. Większość jeziorek to dzisiaj łowiska, czego nie można było powiedzieć po stronie niemieckiej.
Jedyną perełką były ruiny elektrowni w okolicy Nowe czaple. Szkoda tylko, że okoliczni zrobili tam wysypisko śmieci. Nie chcę wam tego pokazywać - nóż się sam otwiera w kieszeni.
Droga powrotna to już dobrze znany mi szlak wzdłuż samej rzeki granicy z DE. Bez spiny i na spokojnie do bazy noclegowej.
Dzień Trzeci
No cóż przyznam że same najlepsze perełki zostawiłem na ostatni dzień i poza tym, że pierwszy dzień zaoferował sporo innych to jednak zaskok był na wysokim poziomie właśnie dnia trzeciego.
Jak powiem, że na Melediwy to można jechać w PL, tylko z tą różnicą, że do tych wód się NIE wchodzi. Trasę poprowadziłem dobrze znaną południową częścią po stronie Polskiej. Dodatkowo odkryliśmy dojazd do jeziorka Serdecznego które znajduje się na skraju moreny. Natomiast niemiecka strona po raz kolejny wyrwała nas z butów. Skądś się musiało wziąć tych 76 jezior. Również i tym razem mijaliśmy jedno po drugim.
Kolor i przejrzystość wody powala na kolana. W miarę zbliżania się do naszej wisienki na torcie pojawiały się kolejne atrakcje np. kolejka wąskotorowa . Nawet udało się złapać jeden skład i jechać równo z nim do stacji w okolice Kromlau.
Wisienką na torcie oczywiście zostaje diabelski most w parku rododendronów. Te jeszcze nie zakwitły, ale zadzieje się to już lada dzień. Kilka serpentyn w pobliskim lesie i lecimy na ścieżkę przyrodniczą do wąwozu w którym płynie lewy dopływ Raderschnitza.
I po raz kolejny pełne zakoczenie jaki klimat buduje to miejsce oraz to, co w nim jest. Potok meandruje wsród stromych zboczy, po których jedzie się trawersami. Całości uroku dodają liczne drewniane mostki które przerzucają ścieżkę z lewej na prawą i odwrotnie. Dzień niesamowity, dzień ładowania baterii i wylewania endorfin z każdym przekręceniem korby.
Łuk Mużakowa zaprasza, każdego ugości według potrzeb. To jedno z tych wielu niesamowitych miejsc na mapie Poski, o których nie trąbią na prawo i lewo, a które po prostu warto zobaczyć, idealnie - z poziomu siodełka. Jeszcze lepiej na tlusto :) :)....tam, gdzie kończy się ścieżka.
Adrian Dębski