Mondraker…niby mamy dystrybutora, niby przyzwoite rowery, a przed odebraniem paczki z 7anny w zasadzie nie obcowałem z rowerami tej marki. Niemniej, gdy światło dzienne ujrzały pierwsze 29ery z drugiego krańca Europy już nie mogłem się doczekać dnia, w którym dosiądę model Podium
Mateusz Nabiałczyk
Dlaczego? Choć seria na rok 2012 to debiut hiszpańskiego producenta w świecie 29”, to już same dane katalogowe nie pozostawiały wątpliwości – test raczej nie będzie polegał na weryfikacji, czy Mondraker jest cokolwiek wart, a czy czasem nie jest to subiektywnie najlepszy sztywny 29er na rynku.
Przepraszam, że tak trochę z góry odkrywam karty tej rozgrywki, ale co tu dużo mówić – popatrzcie na tabelkę z geometrią, wyposażenie i ceny. Co ja o tym sądzę? Dla mnie kanonem i wzorem jest Stumpjumper, choć i on ma pewne niedostatki. Czym jest Podium? Poprawionym zgodnie z moimi życzeniami Specializedem, czyli ciutkę przedłużony ogon i skrócona do 11cm główka (w rozmiarze 19”).
Wyposażenie w relacji do ceny może nie wprowadzi nerwowej atmosfery w bezkonkurencyjnym Mbiku, ale nie czarujmy się...za napis na ramie trzeba płacić. Jak się okazuje i tak relatywnie mało. Za 5,5 tysiaka otrzymujemy rower złożony w sposób rozwojowy, czyli istotne elementy typu rama, amor są wysokiej klasy, a pozostałe, łatwiejsze do zmian komponenty już niższej klasy.
No właśnie. O ile rurki sygnowane podwykonawczym napisem OnOff są rzeczą zrozumiałą (chociaż sztyca o długości 350mm dla rozmiaru L to nieporozumienie), tak koła budzą niepokój. Po prostu patrząc na nie od razu wiemy, że są ciężkie, średnio mocne i trwałe – do zmiany w pierwszej kolejności.
Kwestii wizualnych komponentów ruszać nie będę, bo kto nie widział Reby czy przerzutki XT, a na ocenę działania przyjdzie czas. Co innego rama.
A ta wygląda po prostu nietuzinkowo. Szary, matowy lakier daje wrażenie surowości, a jasnoniebieskie detale ożywiają całość. Jednemu się spodoba, drugiemu nie. To samo tyczy się zgięcia górnej rury w 1/3 długości, które jest odwołaniem do prezencji byka rozwiniętej choćby w karbonowym Podium 26”. Mnie to się kojarzy z powypadkową przeszłością, ale nie da się ukryć, że dodaje charakteru.
Co innego z górnym węzłem podsiodłowym. Mistrzostwo! Co prawda nie wierzę, że obyło się bez szpachli, pare gram pewnie też doszło, ale jakże to wygląda. Obłęd! A niby aluminium daje w tej materii duże ograniczenia względem karbonu...jak się chce i potrafi, to jednak się da.
Z jednej strony mufa BB30, stożkowa główka i ta cudowna gładkość, nad którą tak się rozwiodłem, a z drugiej strony taki babol w postaci starego, niebezpośredniego mocowania hamulca...
Dość wrażeń artystycznych, czas wrócić do wartości uchwytnych, wyrażanych liczbami. Producent obiecuje, że rower waży 11,9kg. No niestety, tak dobrze nie jest – realnie 12,4kg bez pedałów, które w tym przypadku są zatrzaskowe, a nie jakieś plastiki z koszyczkami ‘bele były’. Miły detal, ale punktuje i jasno daje do zrozumienia, dla kogo jest ten rower.
Ustawiając rower pod siebie okazuje się, że sztycy pod moje 188cm jest ‘na styk’, a rozmiar ramy jest przecież wręcz skrojony na miarę, więc o co tu chodzi? Kolejny rower testowy i znowu 350mm. Czy to problem wsadzić rurkę 5cm dłuższą?! Przy okazji samo jarzmo wygląda dość tandetnie, ale i tak sztyca do zmiany. Podczas szukania optymalnej pozycji nie sposób nie zauważyć prostej kiery 710mm. Kawał żagla.
Przy okazji na oczy rzuc
a się puszczona dołem goła linka przedniej przerzutki – szkoda, że nie leci w pełnym pancerzu. Lepiej, acz nie idealnie jest z tylną – też jest odkryty fragment, a po co?
Kończe szukanie dziury w całym, czas na pierwsze kilometry.
Szeroka kierownica wymaga przyzwyczajenia. Niby na codzień mam pośrednie 660mm, ale subiektywnie różnica jest większa, niż 5cm. Od pierwszego depnięcia jedzie się bardzo dobrze. Od razu ma się wrażenie, że rower jest ‘oblatany’ i wiadomo, na co mogę sobie pozwolić, gdzie jest granica. A ta jest dość daleko. Mondraker pozwala na bardzo wiele. Z jednej strony jedzie neutralnie, z drugiej reaguje na każdy świadomy bodziec.
Co zwraca moją uwagę? Osprzet chodzi bardzo dobrze, ale...czuć, że przednia przerzutka jest niższa klasowo, gdyż pod obciążeniem nie reaguje. Szczęśliwie w neutralnych warunkach działa bardzo dobrze. Hamulce – niby Elixiry, niby mocne, ale jednak nie aż tak jak lepsi bracia z numerkiem 7 czy 9. Za dużo wymagam? Z jednej strony nie jest to rower za pięciocyfrową kwotę, ale jednak korelująca z aspiracjami nazwa Podium zobowiązuje. Taryfy ulgowej nie będzie, to nie Cube do jazdy po alejkach.
Obiektywnie jazda w terenie to ogromna przyjemność. Pod górkę rower idzie elegancko, choć w naprawdę skrajnie stromych okolicznościach przód wymaga sumiennego dociążania. Wychodzą pierwsze wady szerokiej kiery. No i jeszcze jedno...sił ubywa w zastraszającym tempie. Czyżby klocowate koła?
We względnie płaskim terenie, albo po prostu bez ekstremów i jasno zarysowujących się wzniesień Mondraker idzie jak po sznurku. Przewidywalność to jego drugie imię, a to sprawia, że w zakrętach nie trzeba tak zwalniać. Niestety gdy robi się ciaśniej, pojawia się dużo drzew, kierownica wymusza mocniejsze dohamowania, bo inaczej nie wyrobimy, a szkoda, bo na szerszych fragmentach czuć, że rower bardzo chętnie skręca i nie potrzebuje do tego ogromnych połaci terenu.
A z górki? Łooo człowieku. Każde narzekanie na kierę rekompensowane jest po wielokroć. W dół lecimy jak pocisk. Relatywnie nic nie jest w stanie wytrącić roweru z równowagi, ale okazuje się, że podobnie jak w Specu (435mm), tak i tutaj (438mm) krótkawy ogon owocuje nerwowością na większych skosach pokonywanych po konkretniejszych kamieniach i korzeniach. W efekcie dość łatwo o mocne podbijanie i uciekanie tylnego koła. Trzeba mieć się na baczności i mocno odchylać do tyłu, bo chwila rozluźnienia i jedziemy na przednim. Podkreślam tylko jedną rzecz – uwagi tyczą się zjazdów, gdzie niemal każdy z połowy maratonowej stawki prowadzi rower, więc proszę o nieprzesadnie dramatyczny odbiór.
To samo tyczy się bardzo istotnej rzeczy, której nie widać ani w katalogu, ani na stronie producenta, a jest niesamowicie ważna – pojemność tylnych widełek. Wyjściowo montowane WTB Nano mają raptem 52mm, więc wydaje się okej, ale dla takiego mnie, który preferuje komfortowe gumki typu Racing Ralph (57mm) to już tak niebezpiecznie na styk – wielka szkoda, że nie wygospodarowano jeszcze chociaż z 5mm szerokości.
Mijają kolejne dni, mnie coraz przyjemniej się jeździ, ale owe koła nie dają spokoju. Tył ma już lekkie bicie, a w trakcie oględzin odkrywam, że jedyną osłoną piast przed wodą i wszelakim syfem są dość luźne gumowe osłonki. Tymczasem zbliża się górski maraton, a ja czuję, że grzechem byłoby nie dać szansy Mondiemu. Decyzja jest prosta – wsadzam swoje koła, sztycę, siodło i pedały. I co? Rower gotowy do startu, z koszykami i pompką waży 11,3kg! A wszystko m.in. z kasetą, którą przy okazji przekładki wrzucam na wagę...ponad 450g.
Rozjazd poprzedzający start ukazuje mi nowe oblicze Podiuma. Mimo, że zmieniłbym w nim parę istotnych rzeczy i tak jeździ się lepiej, niż na moim węglowym Zaboo. I tutaj bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć, że rama jest bardzo sztywna, a przy tym względnie komfortowa. Dziwne, wręcz absurdalne. Szczególnie, że takie odczucia porównawcze mam na ramach z tymi samymi sztycami, siodlami i kolami, bo przecież przełożyłem z własnego roweru. Hmm...może w Hiszpanii odkryli, że aluminium jest materiałem niejednorodnym, pozwalającym zmieniać kierunkowo jego właściwości? Hyh.
(fot: Kasia Rokosz)
Sam maraton jedzie się bardzo fajnie, nie mam prawa złego słowa powiedzieć na rower. Nawet napęd Shimano wyjątkowo daje radę. 8km przed metą nacinam oponę, mleko robi swoje, ale trza dopompować. Po chwili znowu uchodzi do okolo 0,8 bara, ale zatkany wentyl uniemożliwia dodmuchanie, więc 1/6 maratonu jadę delikatnie jak na kolarce. Na szybkich zjazdach zamiast 45-50km/h jest 2x mniej w trosce o przecież prywatne koło. Ludzie mijają mnie, jakbym stał. I co? 66/351 open. Innymi słowy wynik, którego się w świetle opisanych zdarzeń się nie spodziewałem, a tym bardziej na rowerze za takie pieniądze...do rozpoczęcia tego testu. Już wchodząc do sektora wiedziałem, że źle nie będzie.
(fot: Adam Trela)
Ktoś powie, że przecież rower nie robi wyniku, ale zapewniam, że na seryjnych kołach dojechałbym dobry kwadrans później. Cóż zatem począć mając na uwadze, że Mondraker Podium 29er to bezapelacyjnie jeden z najlepszych rowerów HT do ambitniejszej jazdy? Za tysiaka więcej mamy model Pro na kołach Eastona i Sidzie...albo zostać przy testowanej przeze mnie wersji i obowiązkowo zaaplikować porządne toczydełka wg własnego uznania. Jazda na stokowych kołach to trochę niszczenie potencjału ramy już w zarodku. A jak ktoś się krzywi na aluminium, to zdradzę, że jest niemal pewne, iż karbon pozostaje kwestią czasu...