Sprawdzenie w boju zawieszenia Maestro na kole 29” - od dłuższego czasu na to czekałem. Anthema trudno było pozyskać, poza tym jego ogon mnie nie przekonywał, więc ucieszyłem się na wieść o tym, że dosiądę jego większego brata
Mateusz Nabiałczyk
Podczas wyciągania testówki z kartonu moje ręce poczuły wagę sprawy, z jaką przyszło mi się zmierzyć. Po szybkim dokręceniu pedałów waga pokazała 14,1kg w rozmiarze L. Sporo, ale przecież jest to podstawowy model roweru w pełni zawieszonego o skoku 120mm. Wartość ta szufladkuje Trance’a w kategorii Trail/AM.
Jednakże gdy zobaczyłem główkę długości zaledwie 105mm, przeleciała mi myśl, czy nie szłoby z tego zrobić jakiejś efektywnej maszyny do górskich etapówek lub królewskich dystansów maratonów...wybaczcie, takie krosiarskie zboczenie. Kolejnym argumentem ‘za’ w tej wariacji jest nisko zawieszona mufa, sprawdzająca się na podjazdach, obniżająca środek ciężkości i poprawiająca trakcję, ale przy okazji będąca potencjalnym ogranicznikiem w typowo korzenno-kamienistych okolicznościach zjazdowych.
Reszta roweru pasuje już jak najbardziej do kanonu ścieżkowca – najtwardsze przełożenie determinuje blat 38T, genialne opony Schwalbe Nobby Nic sprawdzą się w każdym terenie, dobrze ustawione 5” skoku daje już prawdziwy komfort, a w międzyczasie spycha efektywność na dalszy plan, natomiast gięta kierownica dopełnia całości, choć 660mm w takiej maszynie to według mnie za mało.
Ramę wykonano z hydroformowanego aluminium. Płynne wygibasy dodają uroku, przy okazji poprawiają walory użytkowe (większy przekrok). Konstrukcja jest niezwykle lekka, szczególnie jak na zawiechę z wirtualną osią obrotu. Dokładnie nie wiem, ile waży, ale podobno są to okolice 2,75kg. Równie zaawansowana konkurencja zwykle ma około 0,5kg więcej. Stożkowa główka, mufa BB92 czy puszczone środkiem przewody cieszą, ale nikogo już chyba nie dziwią, szczególnie u tak uznanego producenta. Warto to podkreślić, bo może nie wszyscy wiedzą, iż Giant jako jeden z nielicznych jest PRODUCENTEM, a nie zleceniodawcą wertującym przemysłowe katalogi. Niemniej widok z tyłu piasty 135mm spiętej zwykłym zaciskiem QR to chyba jakiś żart. Mamy rok 2013, a ten rower niekoniecznie służy do grzecznego turlania po alejkach.
Osprzęt teoretycznie nie zachwyca – OEMowe koła sygnowane logiem Gianta, Recon bez Motion Control, Monarch z ledwie jednym cynglem do regulacji tłumienia powrotu, napęd Sram X-5/X-7. Tak pomyślałem, ale każda kolejna jazda utwierdzała mnie, jak bardzo się myliłem.
Koła zostały świetnie zaplecione, posiadają bezszelestny mechanizm zapadkowy przywołujący na myśl produkty Eastona. Przejechały istotny kawałek Beskidu Śląskiego i dużo więcej wyżynnych tras bez najmniejszego zająknięcia. Powiecie, że nie robiły łaski? W moim przypadku są pierwszymi, które po teście oddaję idealnie proste, a wierzcie, że w górach kilka razy bywało nieciekawie.
Jeszcze bardziej zachwyciłem się amortyzatorem. Recon Silver z TurnKey’em...od razu uśmiechnąłem się z politowaniem, ale już podczas ustawiania okazało się wielce prawdopodobne, że spodoba mi się bardziej, niż stojący w rowerze obok Fox z Kashimą. Co ciekawe, rzeczywiście tak się stało, Rock Shox rozwalił mnie na łopatki. Być, może pozytywnym doznaniom nieco pomagał uginany tył, ale od dziś już nikomu nie powiem, że dobry amortyzator oznacza wydanie przynajmniej najniższej krajowej i to brutto.
A co z damperem? Po pierwsze zdziwiłem się, gdy okazało się, iż zarówno na ciśnieniu 170psi, jak i 200psi, sag wynosi tyle samo – 30%. Jedyna różnica, to wkorzystywanie końcówki skoku i podatność na bujanie. Może ten typ tak ma? Praca na +, ale na uphillowych stromiznach i przy akcentowaniu efektywności pedałowania ewidentnie było czuć brak blokady lub platformy.
Moje oczekiwania przerosła również skuteczność i jakość działania hydraulików Shimano z grupy Alivio, choć w górach szybko okazało się, że dłuższe zjazdy nawet ze względnie dużą prędkością i nieprzesadną ilością hamowania to dla nich za dużo, przynajmniej na tarczach 180/160 przy 85kg wagi. Niemniej jak na tę klasę osprzętu duuuży +.
Napęd okazał się śmigać przyzwoicie - po prostu adekwatnie do grupy/ceny. Zdecydowanie nie jest to szybkość i precyzja w każdych warunkach, znana z x-9/x-0, ale po prostu wystarczająco dobre działanie, by zadowolić każdego, kto nie walczy o każdą sekundę. Irytować może jedynie brak reakcji przedniej przerzutki, gdy chcemy zredukować pod obciążeniem.
Czas na całościowe wrażenia z jazdy, bo przecież dostałem kompletny rower, a nie kilka elementów 29erowej układanki.
Początkowo bardzo trudne okazało się przestawienie z trybu ‘hardtail’ na ‘full mode’. Tył irytująco bujał, a w głowie kłębiły się prześmiewcze myśli, że tyle badań, testów i cudowny virtual huśta niemniej, niż niczym nie stabilizowany czterozawias. Dopiero złapanie szybszej, bardziej delikatnej kadencji, ograniczenie szarpania na rzecz kręcenia na okrągło przyniosły efekty. Asfaltowe podjazdy zacząłem łykać bez ryzyka choroby sierocej, a w terenie cieszyłem się z genialnej izolacji od tego, po czym jadę. Podczas mocnych przyspieszeń przeniesiony lekko do przodu środek ciężkości skutecznie usztywnia zawiechę i spokojnie można mówić o względnie bezstratnym przyspieszaniu. Oczywiście masa nie pomaga, ale za takie pieniądze nie można mieć wszystkiego...no właśnie. Na bardzo stromych górskich uphillach tył wyraźnie siadał, przez co odciążony przód tańcował do tego stopnia, że dzień po wypadzie po wewnętrznych stronach kolan doszukałem się paru siniaków. Ewidentnie damper nie pomagał. Śmiem twierdzić, że wstawienie klasycznego RP23, lub czegokolwiek innego ze skutecznym antybujakiem pozwoliłoby pokonać w siodle zdecydowanie większe nachylenia.
Natomiast chwila, w którym pojawia się wypłaszczenie lub choćby odrobinę z górki oznacza jedno – banan od ucha do ucha, w których już za chwilę będzie słychać szum przecinanego powietrza, a nie jak dotychczas, własne sapanie. Dość ostry kąt główki, dobre opony i full z w miarę krótkim ogonem (452mm)...dla osoby użytkującej na codzien sztywniaka każdy kolejny metr jest niesamowitym przeżyciem. Jedynym ograniczeniem wydaje się własny strach, po chwili dochodzi do tego zapach przegrzanych hamulców, który subtelnie sugeruje „uspokój się”. Niestety to, co w zakrętach jest ogromną zaletą, gdy tylko pamięta się o prawidłowym układaniu ramion korby, na mocno pofałdowanych zjazdach czasami o sobie przypomina w mniej korzystny sposób - mufa mogłaby być zawieszona z 1cm wyżej. Co prawda dużo razy nie zahaczyłem podwoziem, ale uraz w psychice pokutował na kolejnych odcinkach.
Każdorazowo wracając z gór w samochodzie czułem duże zmęczenie nóg, ale ręce, plecy i ich szanowne zakończenie miały się o wiele lepiej. Spodobało mnie się to do tego stopnia, że zacząłem się zastanawiać, czy aby starty w maratonach są dla mnie optymalnym pomysłem na rowerowanie. Może rzucić to, wyciągnąć zakurzony plecak z bukłakiem i rozglądnąć się za...oczko wyższym Trance X 29er 1.
Dlaczego? Za ¼ więcej otrzymujemy rower z poprawionymi elementami, które trochę doskwierały mi w testowanym modelu, czyli usztywniane amortyzatory, lepsze hamulce, a przy okazji sztyca ‘z windą’, której przydatność na górskich szlakach jest nie do przecenienia.
Czy Giant mnie zaskoczył? I tak (komponenty) i nie (rama). Czy to dobrze? Tak. A dla kogo to? Naturalne środowisko Trance’a to zdecydowanie góry. Pozwala swobodnie poruszać się w obu kierunkach, a jeśli tylko mamy damper z średniej lub wyższej półki, to jedynym obiektywnym ogranicznikiem będziemy my sami.
Na sam koniec chciałbym podziękować Dolnośląskiemu Centrum Rowerowemu za udostępnienie roweru na dłuższy test. Normalna procedura raczej nie pozwala na wypożyczenie roweru na czas liczony w tygodniach, ale możliwość taka istnieje w przypadku każdego chętnego, dlatego zachęcam do przedzakupowego sprawdzenia sprzętu, choćby celem weryfikacji, jak dużo naściemniałem w owym teście : - )